Nareszcie dorwałam się do tematu, który już kiedyś zapowiadałam.
|
Bo gdzieś zgubiłam wszystkie inne zdjęcia książek. |
Na zdjęciu akurat przykład książki ambitnej. Fantastyka w wykonaniu pana Martina jest dziełem sztuki i gdyby nie sceny krwawe i erotyczne - liczyłabym, że kiedyś będzie w kanonie lektur.
Jak rozróżniam ambitność książek?
Na początek może to być ich objętość. Grube książki mają u mnie dużo większe powodzenie. Co nie oznacza, że wszystkie opasłe tomy są dobrej jakości (co tu dużo mówić Zmierzch choć grubiutki - ambitności ma 2/10), a cienizny są zawsze skazane na porażkę.
Co jest następne? Tytuł. Często po tytule można dowiedzieć się bardzo dużo o książce. Słowa "miłość", "kocha", "cud" etc. najczęściej wróżą słabą książkę - oczywiście według mnie. Mdłe romansidło. Jeśli jednak tytuł jest dość interesujący...
Można wziąć książkę do ręki i przeczytać opis z tyłu okładki. Albo pierwszą stronę. Mówią całkiem sporo (szczególnie pierwsza strona, bo przedstawia sposób pisania autora i styl książki), tak właśnie znalazłam wiele dobrych książek, które zostały na stałe umieszczone na moich półkach i z radością na nie patrzę.
Często książki czyta się z polecenia - bo jak się lubi czytać, to i znajomych się ma często takich co też to lubią. Tak przejechałam się na trylogii Dotyk Julii. Pierwsza część to cudo. Naprawdę jest napisana pięknie i ma ciekawą fabułę. Jednak przez drugą część nie zdołałam przebrnąć. Dlaczego? Bo staje się typową książką młodzieżową - miłość, miłość, miłość. Trochę jak Romeo i Julia, bo zawsze są jakieś przeszkody ku tej miłości.
Jeśli jesteśmy już przy książkach młodzieżowych - czas na moją krytykę.
Dlaczego ich nie lubię? Bo wszystkie są pisane "na jedno kopyto". Szczególnie źle jest kiedy głównym bohaterem jest dziewczyna. Do pewnego momentu w zasadzie książka jest spoko. Ale nieunikniona jest romantyczna miłość. Hm, na przykład Igrzyska śmierci. Fajna książka? Fajna. Chociaż ostatnia część... Trudne wybory Katniss pomiędzy Gale'm, a Peetą... błagam. Napisane pod biedne nastolatki czekające na pięknego księcia na białym rumaku.
No właśnie. Fabuła tych książek zmierza najczęściej do tego samego punktu, czyli do pięknej bohaterki - bo każda jest piękna, nawet jeśli wszyscy sądzą, że jest brzydka, to na koniec przemienia się w niesamowicie pięknego łabędzia, przemiana jak siemasz - w pięknej białej ślubnej sukni zmierzającej do równie pięknego ołtarza, na którym stoi jej piękny przyszły mąż.
Weźmy pod lupę Johna Greena. Każdy słyszał o Gwiazd naszych wina. Ok. Historia ta sama. Romansidło jak się patrzy. A czy ktoś czytał Szukając Alaski? Jest dużo lepsza od GNW. Dlaczego? Moim zdaniem dlatego, że napisanie książki z perspektywy chłopaka dla mężczyzny jest dużo łatwiejsze (odwrotnie też). Bo jest zgodność psychologiczna. Żeby pisać z perspektywy drugiej płci trzeba być prawie geniuszem (J.K. Rowling zrobiła to świetnie!).
Popularnością cieszyła się u mnie Sara Shepard i jej Pretty Little Liars. Pierwsze cztery części - przyjemne. Fajny kryminał, taki leciutki. Z każdą kolejną częścią jest coraz gorzej, ale uparcie czytałam, bo chciałam się dowiedzieć kto, do jasnej Anielki, jest A. Niestety przy chyba... XII części porzuciłam serię - zmęczyła mnie okrutnie.
Zastanawia mnie teraz - jak osoby w moim wieku (bo najczęściej do nich skierowana jest lekka literatura młodzieżowa) mogą czytać te książki? Bo podejrzewam, że przynajmniej większość jest na zbliżonym do mojego, poziomu inteligencji i rozwoju umysłowego. A mi te książki raczej pasują do nastolatków 12-15 lat. No max 16.
A jak zachęcić ludzi do czytania? Ja publikuję na swoim instagramie książki, które czytam. Może ktoś skusi się, na książkę, która mi przypadła do gustu? Dodatkowo, jeśli któryś z moich znajomych zapyta się o jakąś książkę - staram się dobrać ją do jego zainteresowań i poziomu inteligencji książki (jeśli można to tak określić - w sumie chodzi o ambitność). Jestem już chyba jak bibliotekoznawca - w każdym razie staram się. A moim znajomym wychodzi na dobre (już nie jedną osobę przeciągnęłam na "czytelniczą" stronę mocy).
By the way - już drugi rok z rzędu biorę udział w wydarzeniu 52 książki. Pewnie każdy wie o co chodzi, ale szybkie wytłumaczenie - chodzi o to, żeby w rok przeczytać przynajmniej 52 książki. Niestety już drugi rok mi nie wychodzi tak jakbym chciała, chociaż w tym roku znacznie się poprawiło. A w przyszłym roku na pewno już wyjdzie!
A gdzie maruda kupuje książki? Przez długi czas były to różnej maści księgarnie - czyli miejsca dość oczywiste. Ale od pewnego czasu z koleżanką z klasy chadzamy do antykwariatów. Dlaczego? Oczywiście dlatego, że książki w antykwariatach są A: tańsze, B: mają niepowtarzalny klimat, historię.
Jak zwykle na koniec, zapraszam na wspólne herbatki i soczki porzeczkowe, dyskusje i inne pogaduszki/ploteczki.
leksa.