czwartek, 29 stycznia 2015

Omg it's... beauty #1

Któregoś pięknego dnia, w jednym z pięknych postów zapowiedziałam coś w rodzaju serii na moim blogu, która będzie dotyczyć urody, a ściśle mówiąc domowej roboty maseczek. Później może przerodzić się w całą masę innych rzeczy, ale zaczynam od maseczek ;)
Część muzyczna też się znalazła ;)

Pierwszą wypróbowaną przeze mnie maseczką jest oczyszczająco ściągająca maseczka z białka kurzego. Jest banalna w przygotowaniu i daje dobry efekt ściągający. Nie jest polecana do suchej cery i w sumie się nie dziwię, bo nawet ja (a nie mam jakoś specjalnie przesuszonej skóry na twarzy) w niektórych miejscach miałam wysuszoną cerę.

 

  Do maseczki potrzebujecie tylko... jednego jajka. Wcale nie inwazyjne dla funduszy, każdy ma jajko w lodówce ;)


  
Kolejnym ciężkim krokiem jest oddzielenie żółtka od białka. Tym razem cudem udało mi się nie popsuć białka żółtkiem oraz kawałkami skorupki w środku. Kiedyś już o tym pisałam: jestem trochę sierotą w kuchni.

  
Teraz najlepsza zabawa, czyli ubijanie białka. Polecam użyć blendera, bo ja (mocno przeceniając swoje siły) myślałam, że uda mi się ładnie i szybko ubić białko przy użyciu zwykłej trzepaczki (haha, nie).




 Tak mniej więcej wyglądało ubite przeze mnie białko (tak, chwalę się efektami).

 Moja profesjonalna twarz gotowa na nałożenie maseczki...


...i już po zmyciu. Celowo nie zamieściłam zdjęcia z maseczką, bo to jak się wygląda jest bardzo zabawne. Wg mnie wyglądałam mniej więcej jak Papa Smerf z brodą na całej twarzy.

A kiedy zmyć białko z twarzy? Jak poczujecie, że zaschło. 

Na wypróbowanie czekają już dwie następne maseczki. Mam przy tym strasznie dużo zabawy, polecam próbowanie :)

leksa <3

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Zakopane - odkopane!

Są ferie, a ona niczego nie wrzuca!
Otóż wrzucam. Właśnie teraz. 
 
 
Wróciłam z Zakopanego, wyjazd miał być bardzo leniwy i w sumie był do przedostatniego dnia, kiedy to zostałam wyciągnięta na narty i w sumie wcale nie żałuję.
Chociaż na nartach nie jeździłam już chyba 4 lata, to ten powrót był nieoczekiwanie udany. Mam mnóstwo siniaków na nogach, bolą mnie ręce i plecy, ale już od dawna nie czułam się tak szczęśliwa! :D
Gdzie byłam? W Zakopanem, pod Harendą (na Harendzie też, wciągnięta prawie siłą na wyciąg i w końcu zmuszona, by zjechać, czego - jak już mówiłam - nie żałuję). W przyszłym roku planuję również pojechać w ferie gdzieś w góry i więcej jeździć na nartach (już wiem dlaczego tak bardzo to lubiłam hihih).
 
My - pogromczynie łyżew. Jadąc na ten wyjazd byłam chora.  I to też chyba widać na zdjęciu :/
Dwa lata temu wpadłam na wspaniały pomysł wjechania na Harendę i zejścia z niej - wow.
Porównując wyjazd sprzed 2 lat do tego - chyba moja głupota niewiele ewoluowała. Po prostu w tym roku przemogłam się, żeby wreszcie włożyć narty i zjechać (pociesznie wywracając się kilka razy) z pięknego stoku, którym jest Harenda. W jeden dzień prawie nauczyłam się jeździć na krawędziach, chociaż nadal się boję i jeżdżę pługiem (szalona ja narciarka).
 

Analogowe zabawy, czyli moment w którym krzyczę "Boże, tu nie widać tego co zrobiłam!", bo właśnie zrobiłam sobie selfie.

 A książka? Bardzo polecam. Opowiada o losach autora podczas powstania warszawskiego. Jako warszawianka i harcerka - bardzo wczułam się w akcję książki.


Moje ulubione zdjęcie z zimowiska

Podbój lodowiska hihi
 
Podsumowanie: więcej nart! :D

leksa <3

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Nice monday

Jak na razie jestem troszeczkę zawalona szkołą (ach, kochane liceum Fredry), więc piszę takiego krótkiego posta bez zbyt dużej wartości, którą ze sobą niesie ;)
A skąd tytuł posta? Po prostu dziś poniedziałek był poniedziałkiem mniej strasznym - z 10 lekcji miałam tylko 5 i szłam do szkoły na 9:50.

Na zdjęciu urodziny Gosi i my wszystkie w pełnej okazałości :)

 Oprócz szkoły jestem też zajęta drobną rzeczą, o którą poprosiła mnie Ruda (Raczej Ruda) - czyli nagranie krótkiego filmiku, na którym śpiewam (wow). Pracuję nad tym, ale nadal nie mogę się za to zabrać w pełni - nie mogę wybrać piosenki, w każdej mi coś nie pasuje... 
Jeśli macie jakieś propozycje - podajcie je w komentarzach, może wreszcie się na coś zdecyduję ;)


W wolnych chwilach pracuję też sobie nad niszczeniem dziennika (razem z kotem). Jak widzicie jest już trochę zniszczony (i o to chodzi!). Z resztą, nie o tym chciałam w ogóle teraz pisać, ale zdjęcie się trafiło, to coś dodałam.

Jedna z głupich min do zdjęcia + nadal czekam na swoje długie włosy...
W ferie zaczynamy z drużyną wędrowniczą super projekt - nagrywamy film. Będę w nim grała jedną z głównych ról i pewnie podzielę się z wami efektami (chyba, że będą tragiczne, ale tego się nie spodziewam).

Również w ferie wyjeżdżam na zimowisko do Zakopanego i mam nadzieję na przynajmniej trochę chodzenia po górach i ładnych zdjęć (taktak, zdjęcia! <3).


Jeszcze na koniec podzielę się z wami moim ostatnim pomysłem: znalazłam na kartach z kalendarza przepisy na różne maseczki, które oczywiście wypróbuję i podejrzewam, że podzielę się z wami efektami oraz samymi przepisami, abyście same mogły je wypróbować.

much love,

leksa <3

czwartek, 8 stycznia 2015

SINGING out loud

Singing out loud - czyli trochę więcej o jednej z moich pasji: śpiewaniu.



Zastanawialiście się kiedyś co daje śpiewanie? Jeśli twierdzicie, że nic - wyprowadzę was z błędu. Daje dużodużodużo!

Po pierwsze: można wyrazić swoje emocje. Nie oszukując się, tekst w piosenkach JEST ważny, o ile nie najważniejszy. Często śpiewam pod wpływem jakichś emocji. Chcę wyrazić swoją radość, wyładować złość, popłakać trochę... Muszę tylko wybrać odpowiednią piosenkę ;)


 Po drugie: ćwiczenie oddechu i głosu. Dzięki opanowaniu ich łatwiej i przyjemniej można nie tylko śpiewać, ale również mówić. Przydaje się w życiu, nawet jeśli nie wiążesz swojej kariery bezpośrednio z głosem. Przecież każdy musi kiedyś coś powiedzieć, a lepiej być słyszalnym, prawda? ;)


Po trzecie: dykcja, wymowa, emisja... Zauważyliście kiedyś, że nie rozumiecie tekstu, który ktoś śpiewa? Prawdopodobnie dlatego, że ma problem z którąś z wymienionych przeze mnie rzeczy. Przy mówieniu też się tak zdarza - kiedyś z przyjaciółką byłyśmy obsługiwane w empiku w Arkadii przez pana, który nie bardzo potrafił wyartykułować "siedemdziesiąt pięć dziewięćdziesiąt dziewięć".  



Po czwarte: zwykła zabawa! Ostatnio moja nauczycielka śpiewu powiedziała, że nie ma złych, dobrych, gorszych i lepszych głosów. Dlaczego? Bo każdy jest niesamowity, niepowtarzalny, jedyny. Śpiewanie to zabawa tak samo jak taniec czy... matematyka (jeśli tylko ją rozumiesz). Czemu by nie śpiewać zawsze kiedy można? Nawet jeśli wydaje ci się, że nie umiesz, ale to lubisz - rób to. 



Rób to co kochasz!



 much love,

leksa <3

 ps: Zdjęcia to skromny przegląd zawartości mojego telefonu (duży zbiór selfie).

poniedziałek, 5 stycznia 2015

25 faktów o mnie

Tak to znowu ja...
HEJ :D


Całkiem niedawno dostałam maila z prośbą o napisanie czegoś więcej o sobie (może za mało się uzewnętrzniłam ;p), więc spróbuję coś napisać. Myślę, że będzie to taki "post myśli zebranych" - czyli krótkich faktów o mnie ;)

Zacznijmy więc :)


1. Fotografia. Fascynowała mnie od dziecka, kiedy dostałam swój pierwszy aparat cały czas robiłam nim zdjęcia, później była powtórka z rozrywki, kiedy dostałam lustrzankę. Chciałam nawet iść do fototechnikum, ale w końcu skończyłam w zwykłym liceum. Zdjęcie powyżej jest jednym z moich pierwszych "lustrzankowych" zdjęć. Poza tym robiłam zdjęcia rodzinie i kotu (tak, głównie kotu - przynajmniej się nie zasłania i nie krzyczy ulubionego: "Nie rób mi zdjęć!" :D). Teraz też często skupiam się na kocie, bo nie krzyczy, nie krytykuje i się nie rusza za bardzo.


2. Zwierzęta. Koty, psy, rybki, żaby, cokolwiek - jest u mnie uprzywilejowane (poza strasznymi owadami no). Kocham zwierzęta - często bardziej niż ludzi. Mam kota (dużo go tu, więc widać ;p), a chciałabym mieć jeszcze psa, to moje marzenie od dziecka.


3. Książki. Kocham czytać, kupować, ustawiać na półkach. Na przekór statystykom staram się czytać jak najwięcej. Głównie fantastyka, kryminały, nie znoszę romansideł - są według mnie mocno tandetne.


4. Jestem harcerką - co też widać na blogu. Spędziłam w harcerstwie chyba już 3/4 swojego życia i bardzo dziękuję mojej mamie, która zaprowadziła mnie na pierwszą zbiórkę. Poznałam w ZHP najlepszych ludzi na świecie, nauczyłam się wielu przydatnych rzeczy (np. węzły są bardzo przydatne - okazało się, kiedy trzeba było przywiązać choinkę, żeby się nie przewróciła ;p), odkryłam część swoich talentów, zwiedziłam pół Polski... Dużo by wymieniać.


5. Podróże. Uwielbiam podróżować, do niedawna tylko bardzo wygodnie, teraz - im większa przygoda tym lepiej. Czasami chciałabym spakować plecak na weekend i wyjechać - na mazury, nad morze, w góry - gdziekolwiek, dla samej przyjemności podróżowania, poznawania, zwiedzania i wszechobecnej przygody. Wszak "Życie bez przygód byłoby strasznie głupie" jak to mawiał Robert Baden -Powell.


6. Jestem bardzo zakochana w górach. Są piękne i nie są takie monotonne jak morze, chociaż też je lubię ;) Bardzo adekwatne jest tutaj hasło: w górach jest wszystko co kocham.


7. Gram na gitarze (i bardzo lubię to zdjęcie). Jeśli jestem już przy aspekcie muzycznym, to wtrącę również, że uczyłam się grać na skrzypcach (ale marnie mi szło) i śpiewam. W tym jestem podobno całkiem niezła.


8. Lubię gotować, piec etc. Nie zawsze mi wychodzi, ale lubię. Czasami rodzina nie pozwala mi wejść do kuchni, bo boją się katastrofy.
9. Przy temacie kulinarnym dodam też, że lubię zmywać. Dlaczego? Sama nie wiem. Ale lubię.


10. Selfie to trochę mój nałóg. Zawsze znajdzie się czas na selfie. Często robię głupie miny, ale to nie jest na nerwy przeciętnego czytelnika ;p


11. Nie. Lubię. Zimy. Rzecz jasna dlatego, że jest zimno. Fe.


12. Kocham lato (no ciekawe od czego nazwa bloga?). Jest ciepło, są długie dni, ciepłe wieczory, nawet deszcz jest przyjemny w lato! Są wakacje... ;p
13. Chciałabym dostać się na studia ratownicze. Nie, nie stwierdzili jeszcze, że jestem wariatką.
14. Lubię chemię! (Nadal nie jestem wariatką)
15. Mam świra na punkcie wyrobów papierniczych. Zeszyty, ołówki, długopisy, kolorowe taśmy klejące... Wszystko mogłoby być moje. Co z tego, że nie jest mi potrzebne?
16. Uwielbiam kupować perfumy. Sobie, innym, wszystkim. Mam też straszną przypadłość rozpraszania się, kiedy poczuję ładne męskie perfumy.


17. Kocham Warszawę nocą. Za dnia też, ale wieczorem i w nocy nabiera jeszcze więcej uroku. W sumie każde miasto po zachodzie słońca ma podobnie.
18. Z największą przyjemnością słucham: Lany Del Rey, Megan Nicole, Cimorelli, Lorde, Arctic Monkeys oraz Tove Lo.


19. Lubię szyć, robić na drutach, szydełku. 
20. Tworzyć też lubię. Cokolwiek. Taka dusza artystki.


21. Lubię spać do późna, lalala. W sumie kto nie lubi. 12:00 to wspaniała pora na śniadanie.
22. Lubię poznawać nowych ludzi, bo to jest inspirujące. Ale nie za dużo naraz, bo czuję się przytłoczona.
23. Nie lubię składać życzeń na święta! Bo nigdy nie wiem co powiedzieć, a chcę być kreatywna.


24. Mam w swoim pokoju ścianę (zwaną przez mojego brata ścianą wstydu), na której wisi masa zdjęć, kartek etc. Są też lampki i flagi, i wszystko czego dusza zapragnie!
25. Lubię sprzątać, ale nie wszystko, nie, nie, nie. Układanie na półkach, biurku etc. - nigdy w życiu. Ale jakbym musiała zmyć podłogę w całym domu, odkurzyć - jasne!

Tym już zakończę, bo późna noc mnie zastała, a trzeba się trochę przestawić, bo w środę do szkoły (znowu pierwszy francuski no!).

jak zwykle lovki, kisski

leksa <3

piątek, 2 stycznia 2015

Baby you're worth it!

"You're more than labels
More than pain, baby
You're more than your mistakes.
And you've got something to say"
 "You're worth it" - Cimorelli 

 


Myślę, że początek roku to dobry moment na taki post.
Wszyscy mamy jakieś słabości, wiele z nas ma z tego powodu kompleksy, problemy, które chce ukryć...
Jest też wiele osób, które widząc nasz problem nie pomagają nam, a wręcz przeciwnie - wykorzystują nasze kompleksy do ich dobrej zabawy (hej, jak coś takiego może być dobrą zabawą?!).
Zaskakujące: ja też miałam kompleksy. Też miałam problemy. (Trochę uzewnętrznienia na początek roku?) Podpowiedź: nikt nie jest idealny (niby oczywiste, a każdy oczekuje od siebie perfekcyjności).


Bywało lepiej? No jasne, ale po jakimś czasie przestałam się wstydzić swojej twarzy, na zdjęciach robię głupie miny etc. A to wszystko dzięki kilku osobom.
Nie wiem, czy macie takie osoby, które znają was w każdym aspekcie, wiedzą o was wszystko, naprawdę WSZYSTKO i nadal chcą was znać? Lub nawet was kochają? Nie chodzi mi tu o rodziców, bo oni zawsze nas kochają. 
U mnie są to osoby, których na samym początku zupełnie bym nie "posądziła" o to, że dzięki nim będzie dużo lepiej. Ok, zawsze je lubiłam, ale... aż tak mnie poznać? Aż tak we mnie uwierzyć? 


No właśnie: uwierzyć w siebie. Niestety jest trudniej niż w kogoś. 
Warto jest mieć takie osoby, do których można zadzwonić w środku nocy i zawsze nas wysłuchają.
Kiedyś chciałabym być taką osobą dla kogoś. Chciałabym, aby ktoś wiedział, że zawsze jestem do jego dyspozycji. Chciałabym - bo sama przechodziłam przez takie rzeczy.


Pytanie dnia: Co sprawia, że ludzie postrzegają nas tak jak nas postrzegają? Nasz wygląd? Przecież nie ocenia się książki po okładce. Dobre rzeczy, które zrobiliśmy? Niestety mało osób pamięta to co zrobiliśmy dobrze. A błędy? Każdy będzie je wypominał, często przez wiele miesięcy, a może nawet lat. 

Tak właśnie przywitałam was w tym pięknym, nowym 2015 roku. Trochę się uzewnętrzniłam, mam nadzieję, że nie było strasznie okropnie. 

I wiecie co? Zawsze bądźcie sobą.


Dużo miłości w Nowym Roku, radości, uśmiechu(!), spełnienia wszystkich marzeń i postanowień i wiary w siebie.

 Czekam na komentarze jakie formy postów najbardziej wam odpowiadają. Czy moje uzewnętrznienia też wam pasują? ;)

leksa <3