niedziela, 17 maja 2015

Omg it's beauty #2

Wiem, że jak zwykle nie piszę systematycznie. Dlaczego? Odpowiedź prosta i ta co zwykle: nie mam czasu.

 Czym zajmę się w tym poście? Włosami. Mianowicie napiszę jak dbam o swoje, co z nimi robię i czego absolutnie nie. Czego używam do pielęgnacji i oczywiście napomknę o milionach zmian kolorystycznych, których już udało mi się dokonać. Bo jestem niezdecydowana i nigdy nie wiem w czym mi lepiej.

Tak wyglądam aktualnie (pewnie nie na długo, bo dążę do jaśniejszego odcienia blondu)
 Zacznijmy od tego, że nie jestem jeszcze zadowolona z długości i koloru moich włosów. Stali czytelnicy mojego bloga, jak i znajomi wiedzą, że kiedyś były o wiele dłuższe. Ale (moje ulubione słowo) teraz poprawiła się ich kondycja i kolor też jest inny. Co prawda czasami widać refleksy rudości (najgorzej), więc chcę je zabić, jednocześnie (wiem!) niszcząc bardzo włosy. Staram się robić wszystkie operacje na moich włosach w odpowiednich odstępach czasu, stosować odpowiednie kosmetyki, żeby jednocześnie nie zrobić z nich siana, co jak na razie całkiem nieźle mi się udaje. Co prawda nie sięgnęłam jeszcze po najbardziej radykalny sposób (rozjaśniacz), a stopniowo próbuję Sunkissem, bo szamponetki nie dają rady. 

Team do rozjaśniania: Sunkiss (L'Oreal), najjaśniejsza szamponetka od Joanny oraz rozjaśniacz do całych włosów (również Joanna), na wszelki wypadek.
Pielęgnacja? Co robię i czego nie. 
Zacznijmy od tego, że nie suszę włosów (oprócz oczywiście niesamowicie okazjonalnych sytuacji) i nie prostuję. W ogóle używam bardzo mało ciepła do stylizacji włosów. 
Myję włosy w chłodnej wodzie (ciepła otwiera łuski włosa i stają się wysuszone), myjąc dodatkowo masuję głowę i skupiam się właśnie przy głowie, nie przy końcówkach. Bo w zasadzie włosy przetłuszczają się od głowy, a końcówki zwyczajnie wysuszają. Przynajmniej ja mam ten pechowy przykład włosów - nie nałożę odżywki na całe włosy, bo będą cały dzień wyglądały tak jakbym ich nie umyła, a jak nie nałożę w ogóle, to od razu mogłabym iść do fryzjera na podcięcie końcówek. Dlatego odżywka tylko na końcówki (to brzmi jak jakieś propagandowe hasło). 
Co z czesaniem? Nie mam wspaniałego tangle teezera, więc zostaje czesanie zwykłą szczotką. Czeszę tylko jak są suche. Mokrych włosów nie polecam czesać z dwóch powodów: są bardziej podatne na zniszczenia i boli jak się czesze (nie polecam).
Po umyciu spryskuję włosy mgiełką regeneracyjną od Syossa, pięknie pachnie i jest niesamowita dla włosów. Po użyciu jej, włosy stają się miękkie w dotyku, gładkie i nie są napuszone.
Jeszcze jeden kosmetyk, który bardzo polecam to suchy szampon batiste - może nie da tego efektu co umycie włosów, ale na pewno je odświeży. Idealny na szybkie wieczorne wyjścia - i super pachnie :D

Jest i cudowny Syoss - w ogóle bardzo polecam produkty tej firmy - bardzo dobrze się sprawdzają.


 Zgubiłam jeszcze gdzieś swoje metamorfozy... 
Mój naturalny kolor włosów to ciemny blond, który według mnie jest bardziej mysi niż blond. Niestety.
Swoją niesamowitą przygodę z farbowaniem zaczęłam w wakacje przed liceum (lipiec 2013 - pamiętna data, mój pierwszy obóz jako kadra). Wpadłyśmy z dziewczynami na wspaniały pomysł farbowania włosów szamponetkami - oczywiście samych końcówek, w końcu wtedy bardzo modne było ombre. No i stało się. Po powrocie z obozu kilka razy odnawiałam sobie ten śliczny blond, któregoś razu na całych włosach i tak zostało.
W ferie zimowe poprzedniego 2014 roku, postanowiłam - znowu szamponetką - przefarbować sobie włosy na brązowe. Wyszło ładnie, zaczął się zmywać do mojego pierwotnego mysiego koloru, ale w zasadzie taki był plan. Żeby wrócić do naturalnego.
Aż do pewnego dnia, kiedy to postanowiłam kupić brązową farbę do włosów. Tyle, że był to orzech. A orzechy zazwyczaj wychodzą z rudym odcieniem. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałam. Dopiero kiedy rano wstałam i spojrzałam do lustra - okazało się, że mają okropne rude refleksy. Niemniej jednak zostałam przy tym kolorze całkiem długo (czyli jakoś tak... do początku maja). 
Potem postanowiłam wrócić do blondu. Wspaniały pomysł. Najpierw bardziej zrudziałam, później na szczęście wróciłam do blondu. No i wytrwałam w nim... może do października. 
W październiku wymyśliłyśmy z Gabrysią, że przefarbujemy się na brąz. Oczywiście ona chciała ciemny, ja - jasny. Więc zakupiłam farbę w kolorze cappuccino (chyba każdy wie, jak wygląda kawa z mlekiem). Szkoda, że totalnie nie wyszło cappuccino. Raczej coś w rodzaju słabej kawy. A więc przy następnym farbowaniu wybrałam farbę koloru jasnobrązowego. Szkoda, że znowu nie wyszedł ten, który miał. Oczywiście był brązowy - ale raczej ciemny, niż jasny. Więc zostałam w tym kolorze, odrostów nie było widać, było super.
Aż do kolejnego pięknego dnia, kiedy powiedziałam - blondzie wróć! No i wrócił. W połowie kwietnia 2015. Postanowiłam pójść nawet do fryzjera, żeby nie zrobić sobie strasznej tragedii z włosów. No i kondycyjnie nie poszło najgorzej. Gorzej z docelowym kolorem - nie był stricte blondem. ZNOWU był rudy. Znowu. Nadal mam poblaski rudego i na wszelkie sposoby próbuję się ich pozbyć. Idzie powoli, ale jakoś idzie ;)


To chyba wszystko na temat włosów, ale - jeśli macie pytania, oczywiście pytajcie, na pewno odpowiem.
Mam nadzieję, że szybciej napiszę następnym razem (jakoś się zbiorę no) ;)

leksa <3

3 komentarze:

  1. Masz śliczny kolor włosów! Mi się marzy taki chłodny blond ♥

    amelia-bloog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam tą odżywkę z syoss'a. Fajna jest :)
    http://astrall-bloguje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę wypróbować tę mgiełkę z Syossa.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawione komentarze - motywują do dalszego blogowania. Ale jeśli chcesz napisać tylko "wejdziesz i poklikasz mi linki?" możesz nie komentować. Lubię krytykę (masochizm?), ale konstruktywną.
Jakiś temat do omówienia - pisz śmiało, może uda mi się o tym napisać!