wtorek, 22 września 2015

Zupa frustracji

Ugotowałam dla Was zupę z moich frustracji. Zdolność do marudzenia ostatnio u mnie wzrosła.
 
zdjęcie przypadkowe, może pasuje do zupy
 Nie wiem jak Wy oceniacie swoje szkoły, mam nadzieję, że lepiej niż ja swoją. Ze swojego doświadczenia mogłabym powiedzieć po prostu: brak organizacji, miejsca i dobrej kadry pedagogicznej. 
A i jakby ktoś chciał iść w Warszawie do Fredry, to nie polecam to be honest.
Otóż mam wrażenie, że lepiej do matury nauczyłabym się sama w domu z dużą ilością "wolnego" czasu. Bo po prostu potrzebuję czasu do tego, a jeśli mam zadawane milion prac domowych, które - w większości nie wnoszą nic do mojej nauki do matury. Zwłaszcza, że przedmiot, który chciałabym zdawać w rozszerzeniu nie jest niestety rozszerzony w mojej klasie (po raz kolejny zastanawiam się, dlaczego nie wybrałam biol-chemu...). Tak, chciałabym zdawać chemię, niestety muszę uczyć się niechcianego i odrzuconego dawno wosu </3.
Albo te wszystkie dopuszczenia lub niedopuszczenia do matury. Hmm... Nie chcę się kłócić, ale co komu do tego jak zdam maturę (szczególnie z przedmiotów rozszerzonych)? To będzie moja wizytówka w "dorosłym" świecie.
Nie będę pisała już nic o ogólnej potrzebie matury, bo - jak wszyscy wiedzą - jest bezsensowna i tak naprawdę niepotrzebna nikomu. Bo niby jak nasza wymarzona uczelnia ma zweryfikować nas na podstawie kilku eleganckich wyników procentowych? W wielu przypadkach dobry wynik jest szczęśliwym trafem, bo "akurat było to co umiałem", albo "tak, udało mi się trafić dobrą odpowiedź!".
Kolejna rzecz: matura ustna. Szczególnie z polskiego. Koszmar. Masz 15 minut, żeby przygotować się do 10 minutowego monologu, na temat, który nieszczególnie Ci podchodzi. Nawet nie chodzi o to, że się nauczyłeś lub nie. Ale weź tu mów sensownie przed trójką polonistów z wykształcenia, którzy muszą Cię słuchać (zapewne jako kolejnej osoby z rzędu) jak bredzisz coś, bo jesteś zestresowany. Osobiście wstydzę się mówić na forum, szczególnie kiedy nie jestem czegoś pewna. Momentalnie robi mi się gorąco, słabo, robię się blada lub dostaję czerwonych plam na szyi. Super. Dodatkowo trzęsą mi się ręce. Boję się, że powiem coś źle i się skompromituję. I tak zrobię na 100% na maturze. 
Właśnie! Miałam wspomnieć jeszcze o jednej cudnej rzeczy - mianowicie... Nie, nie mogę zrealizować się w swojej szkole. A mam takie wrażenie, że powinna mi to umożliwiać. Przynajmniej w jakimś małym stopniu. Niestety nie umożliwia w żadnym. Nie mam czasu dobrze zrobić pracy domowej, dokładnie czegoś przeczytać, nauczyć się. Bo mam ze wszystkiego wszystko. W tym momencie wyczuwam falę hejtu - "jesteś prawie dorosła, w dorosłym życiu na nic nie ma czasu, tam nikt nie będzie patrzył na twój czas" etc, etc. Wiem, że najpewniej na studiach będę miała tego dużo więcej, ale tam będę się kształciła w tym kierunku, który mnie interesuje i do tego co będzie mi w życiu potrzebne. 
A w liceum? Spoko nauczę się logarytmów, bardzo będzie mi to potrzebne w życiu, szczególnie, że nie chcę iść na studia związane z matematyką. Motyw arkadii? No jasne, czytając książkę będę ją rozpatrywać pod względem arkadyjskości. Zasady prawa po łacinie? Dobrze, że wiążę swoją przyszłość z prawem!
A czego w szkole się nie nauczymy? Oczywiście rzeczy, które nikomu nie są potrzebne - wypełniania PIT-ów, planowania czasu (niby powinniśmy się nauczyć sami dzięki nawałom prac domowych i sprawdzianów, ale niestety wychodzi jak wychodzi), zamiłowania do książek (tylko raczej ich nielubienia, bo się zmusza do czytania często nieciekawych i długich lektur na szybko), cieszenia się z życia (tylko raczej marudzenia, jestem idealnym przykładem), w sumie też słabo sobie radzi z ogólną wiedzą o świecie (najlepszy przykład to cudowny kanał na yt - Matura to bzdura).
Domyślam się, co myślicie czytając tego posta - "Boże, jaka maruda, co ja tu robię!", ale po napisaniu tego i owego o polskim systemie edukacji oraz o mojej niesamowitej placówce edukacyjnej, czuję się o wiele lepiej.

Całuski i uściski od niezastąpionej marudy <3

leksa.
 

2 komentarze:

  1. Tru! Ostatnio sama napisałam podobny post (https://pastelovve.wordpress.com/2015/09/06/czego-tak-naprawde-uczy-szkola/), a więc Twoje marudzenie wcale nie jest takie bezsensowne. Szkoda tylko, że ten cały program i zasady oceniania chyba ustala ktoś kto nie ma pojęcia jak to wygląda w praktyce. Grrr. Po co mieć czas dla siebie skoro można siedzieć do nocy nad książkami. No i tak przykładowo wróciłam sobie niedawno do domu licząc, że dokończe "Bóg nie umarł", a tu co? 5 zadań z matematyki, karteczki z geografi do zrobienia, pare stron z angielskiego, jakieś sprawy klasowe do załatwienie, harcerskie - no i mój wolny czas diabli wzięli. Dzięki szkoło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nie tylko ja tak uważam, szczególnie o tej naszej cudownej szkole, która pobudza takie właśnie uczucia, które aż skłoniły mnie do napisania takiego posta ;p

      Usuń

Dziękuję za pozostawione komentarze - motywują do dalszego blogowania. Ale jeśli chcesz napisać tylko "wejdziesz i poklikasz mi linki?" możesz nie komentować. Lubię krytykę (masochizm?), ale konstruktywną.
Jakiś temat do omówienia - pisz śmiało, może uda mi się o tym napisać!